sobota, 10 kwietnia 2010

Nepalska służba zdrowia, czyli jestem zdrowy jak ryba!


Nepalska służba zdrowia działa bardzo dobrze i dzięki temu wszystko jest ze mną w porządku! Tak powinienem zacząć ten krótki tekst, który piszę tylko dlatego, żeby zachować chronologię wydarzeń w czasie naszej podróży.
Pewnie koło południa źle się poczułem. Nie, żadne zatrucie żołądkowe, typowe dla turystów, ale pojawiła się wysoka gorączka i lekki ból pleców. Nieco przeczulony na punkcie zeszłoroczny kłopotów postanowiliśmy zobaczyć, jak działa moje ubezpieczenie i jak działają tutejsze szpitale. Jeśli chodzi o ubezpieczenie to dziękuję za sms z firmy Warta SA, która po 4 godzinach od zgłoszenia potrzeby spotkania się z lokalnym lekarza, zasugerowała szpital. Gdybyśmy czekali tak długo, to dzień chyba nie byłby do końca udany. A tak wszystko skończyło się na strachu i bez szczególnych problemów.
Na szczęście na miejscu mamy opiekuna w postaci biura podróży z Kathmandu, które ma swoje przedstawicielstwo w Pokhara. Nie tylko, że odebrali nas z trekkingu, ale także „pilotują” w czasie naszej podróży. Dzięki temu czujemy się bezpieczni. I to się po raz kolejny potwierdziło. Sandruk, który pracuje w Pokharze, na telefon od Magdy zareagował natychmiast. W ciągu 15 minut przyjechał do hotelu i zabrał nas do prywatnego szpitala. Izba przyjęć nie wyglądała jakoś wyjątkowo. Bardziej jak szpital miejski w mieście powiatowym w Polsce, niż w filmowym „Ostrym Dyżurze”. Położyłem się na jednym z czterech wolnych łóżek. Czułem się nieco surrealistycznie, ponieważ podszedł do mnie lekarz, który był niewiele wyższy niż łóżko na którym leżałem. Co mnie uderzyło, to ilość personelu pomocniczego, który nie wyglądał jak personel medyczny. Pochyliło się nade mną pewnie 9 osób, które intensywnie przyglądały się postępowaniu Niskiego Lekarza. Zanim lekarz postanowił mnie dotknąć, przedstawił się, podał rękę, po czym zapytał czy mnie może dotknąć. Cholera, pomyślałem, no właśnie po to tutaj jestem. Objaśnił procedury, i jak skończył stwierdził, że teraz mnie dotknie. No i dotknął. Oboje stwierdziliśmy, że mnie coś boli, ale nie za bardzo. Stwierdziliśmy także, że oboje cierpimy na tą samą przypadłość. Zadziałała męska solidarność. Nawet sobie pożartowaliśmy. W tym czasie następowały działania, których nie do końca byłem świadomy. Sandruk „latał jak z pieprzem”, w celu załatwienia różnych procedur. A to musiał wypełnić kartę przyjęcia obcokrajowca do szpitala, a t o musiał najpierw zapłacić, za to, że mnie przyjęta na izbę przyjęć, a to za to, że lekarz do mnie podszedł. Pewnie także zapłacił za to, że lekarz zapytał mnie czy może mnie dotknąć. Dla mnie to były tylko minuty, ale okazuje się, że tutaj najpierw trzeba za jakąś czynność zapłacić, a później jest ona wykonana. Podobnie było z badaniami. Najpierw Magda i Sandruk musieli pójść do apteki, żeby kupić jednorazowe rękawiczki (rozmiar L), strzykawki, i kroplówkę. Zastanawia mnie tylko, dlaczego kazano im kupić tylko jedną parę rękawiczek skoro zajmował się mną przynajmniej 5 pielęgniarzy.
W, tak zwanym, międzyczasie Niski Lekarz zmienił się na innego. W pewnym momencie, na izbę przyjęć wpadł motorowerzysta w kasku, który go porzucił na kontuar i właściwie rzucił się na pacjentów. Nieco byłem zmylony i delikatnie zapytałem się jego kim jest, bo obniżone w kroku spodnie i zbyt duża marynarka, bardziej wskazywały na to że wypadł z jakiej dyskoteki, niż że jest lekarzem. Okazało się, że jest Lekarzem Motocyklistą, bo personel medyczny biegał za nim. I to szybko. A propos personelu medycznego, to okazało się, że inaczej byli traktowani obcokrajowcy (pojawiły się inne nacje), a inaczej Nepalczycy. W przypadku Nepalczyków personel nie kazał kupować rękawiczek jednorazowych, czy też wacików. Męski personel medyczny wyglądał bardziej jak stróże na budowie, natomiast żeński za każdym razem był zdziwiony, że ludzie przychodzą do szpitala. Podłączono mnie do kroplówki. Plasterki do „motylka” ściągnięto z drewnianej deski. Łatwiej jest tak, niż męczyć się z nożyczkami, gdy plaster jest nawinięty. Od razu się lepiej poczułem. Właściwie mógłbym już uciekać. Ale, ale to nie koniec.
Lekarz Motocyklista zamarł. Na izbę przyjęć wszedł Lekarz w Kitlu. Pierwszy jakiego widziałem i jeden z niewielu, ubranych na biało w szpitalu. Pan ok. 50, uśmiechnięty, klasyczne rysy. Zbadał mnie dokładniej niż jego młodsi koledzy. Jak dowiedział się, że jestem z Polski, to zaczął do mnie mówić płynnie po rosyjsku. Świat jest mały! Okazało się, że Lekarz w Kitlu studiował medycynę w Lwowie, więc mogliśmy sobie porozmawiać. Nieco o historii, o polityce, o Polskim Lwowie. Przejął się mną bardzo. Nie skończyło się tylko na badaniu. Kontynuowaliśmy rozmowę o naszej podróży po Nepalu. Zrobiło się wesoło. Pan Lekarz w Kitlu zarządził jednak USG, i powiedział, że mnie nie wypuści, jak sobie jednej rzeczy nie sprawdzi. No i sprawdził.
Tymczasem na izbę przyjęć wparowały 3 Japonki, które przyjechały dzień wcześniej z Sri Lanki. Było dość późno jak wylądowały w Pokharze, wiec stwierdziły, że uraczą się lokalną specjalnością, czyli lassi. Ja uwielbiam lassi, ale może nie pierwszego dnia w nowym kraju, jak fora bakteryjna nie jest jeszcze ustabilizowana. Dwie z nich potrzebowały pomocy. Trzeciej nic nie było. No, ale może dlatego, że od roku pracuje w Kathmandu jako wolontariuszkach w organizacji na rzecz równego startu życiowego kobiet, i jest już uodporniona. Jedna z obolałych Japonek, po 15 minutach kroplówki poczuła się na tyle dobrze, że zaczęliśmy żartować. Zjadła nawet naszą paczkę herbatników, ku naszej uciesze. Wszyscy popłakaliśmy się ze śmiechu, gdy otrzymały fiolki pewnie 5mil na pobranie materiału do badania. W grupie 6 osób, próbowaliśmy ustalić jak to ma zostać wykonane. Po 2 godzinach dziewczyny dały rade. Tylko dzięki specjalistycznym radom wszystkich obecnych na izbie przyjęć obcokrajowcom.
Jeszcze 2 razy zostałem odwiedzony przez Lekarza w Kitlu, czekając na Lekarza Radiologa. Ten lekarz, natomiast, spóźniał się do szpitala ponad 1,5 godziny, ale nikt nie odważył się do niego zadzwonić. Jak nam powiedziano, jest to najważniejszy lekarz w szpitalu, i nie wolną „go” denerwować. Na szczęście Pacjent zagraniczny ma przywileje. Dzięki temu do Lekarza Radiologa udałem się jako 3. Ale nie, żebym stał przed drzwiami. Zaproszono mnie do pokoju gdzie lekarz badał najpierw kobietę, a później mężczyznę. W pomieszczeniu było 11 osób oglądających badanie. Stwierdziłem, że nie ma się czemu dziwić. Jak już mnie badano, to zachowano prywatność. Lekarz stwierdził, że jest wszystko jest ze mną OK. To była dobra wiadomość.
Jeszcze tylko, wykupienie lekarstwa. Spotkanie z Lekarzem w Kitlu. Wymiana pozdrowień i życzeń. Za kilka dni w Nepalu będzie Nowy Rok 2067. Vsevo horoshewo z prazdbikom novovo goda, zagadałem.
Po 6 godzinach wróciliśmy ze szpitala. Zamiast Pagody Pokoju zbudowanej przez Japończyków, zobaczyliśmy jak działa służba zdrowia w Nepalu. Prywatna, nieźle. Już wieczorem wszystko wróciło do normy! Jutro lecimy do Kathmandu na ostatnie 3 dni.

Pytanie 14
Kiedy dokładnie Nepalczycy będą obchodzić Nowy Rok 2067?

Odpowiedzi prosimy przesyłać na adres korzewscy@gmail.com wraz z dokładnym adresem do korespondencji. Wśród osób, które poprawne odpowiedzą na to pytanie będziemy losować zwycięzcę, który otrzyma od nas kartkę niespodziankę, z miejsca w którym akurat będziemy. Zachęcamy do zabawy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz